A ja zacząłem zagrywać się w coś, co od kilku dni pożera mi niemal cały czas wolny. Nie spodziewałem się, że jakaś gra może mnie tak pochłonąć. Wreszcie spotkałem coś, co mogę śmiało nazwać arcydziełem i jedną z najlepszych produkcji w jaką przyszło mi grać. Ta produkcja to multiplayerowy
DayZ
Właściwie to nie jest to nawet samodzielna produkcja, jest to fanowska multiplayerowa modyfikacja do popularnej taktycznej strzelaniny ARMA II. O co w tym modzie chodzi? Już tłumaczę.
Day Z jest hobbystyczną modyfikacją do gry Arma 2 napisanym przez Deana "Rocketa" Halla, w którą jednocześnie grać może kilkudziesięciu graczy. To 225km2 postsowieckiego terenu na którym znajdują się wsie, miasta, porty, kołchozy, militarne jednostki, lotniska etc. W jednym wielkim skrócie mamy do dyspozycji otwarty świat wzorowany na fikcyjnym, postsowieckim państwie. Co wydarzyło się w tym świecie? Nieznana epidemia zmiotła ludność zamieniając ich w zombie. Nas oczywiście choroba się nie ima. Fabuła sztampowa, to prawda, jednak dla tego typu rozgrywki wystarczająca.
Wyobraźcie sobie, że rozpoczynacie wasz żywot nad morzem posiadając bukłak z wodą i dwa opakowania konserw, pistolet do obrony własnej z czterema magazynkami. Droga wolna moi drodzy, róbcie co chcecie. Możecie iść do najbliższego miasta, przecież na drogach stoją słupy informujące nas ile km do najbliższego. Liczcie się jednak z tym, że z pewnością jest ono zaludnione przez żywe trupy.
Właściwie to żywe trupy będą Waszym najmniejszym zmartwieniem. Co w takim razie jest naszym największym zmartwieniem? Inny gracz, który może okazać się pomocnym, ale może też być bandytą który strzeli nam kulkę w łeb i zakończy naszą przygodę. Rozumiecie dlaczego gracz może okazać się największym wrogiem? Zombie nie strzelają ze snajperek, zombie nie potrafią się skradać, zombie nie mogą Was przekonać do wspólnego podróżowania, a gdy już im zaufacie wpakować Wam kulkę w łeb, oj nie, zombie tego nie potrafią. Day Z to symulator życia w zombieapokaliptycznym świecie. Zmusi Cię do oszczędzenia nabojów, szukania schronienia przed deszczem (który obniża naszą odporność na różne zakażenia), szukania jedzenia i pitnej wody.
Tak wygląda noc w DayZ. Noc nie jest jednak Twoim przyjacielem, no chyba, że posiadasz ekwipunek militarny typu noktowizor. A jeżeli nie? Zawsze możesz biegać z flarą najlepszą przyjaciółką samobójców. Ewentualnie możesz poczekać na księżycowe światło a jeżeli nie? Zostaje flara, dzięki której będziesz widoczny jak na dłoni i prawdopodobnie zostaniesz ustrzelony w try miga przez jakiegoś samotnego wędrowca.
źródło: polygamia.plGra jest FENOMENALNA. Jest tak realistyczna, że brak słów. Najfajniej jest gdy gra się ze znajomym - mając towarzysza u boku człowiek czuje się znacznie pewniej. Nieraz podczas gry dogadywałem się z jakimś nieznajomym, podróżowałem z nim ze dwie godziny, po czym korzystając z sytuacji gość pakował mi kosę w plecy i mnie okradał. Człowiek przestaje po czymś takim ufać innym graczom. Zaczynasz się skradać, czołgać i eksplorujesz miasta po cichutku, tak aby ani zombie ani inni gracze cię nie ujrzeli. Po kilku sytuacjach, w których czołgając się przez ogromną łąkę wstajesz na chwilę i od razu dostajesz kulkę od obserwującego łąkę snajpera, w nawyk wchodzi ci stałe czołganie się. Gdy zaczyna padać deszcz, chowasz się do strażniczych wież, albo do budynków - byleby tylko mieć dach nad głową, bo można złapać chorobę, osłabić organizm a w następstwie tego jakąś poważną infekcję. Rozpalasz ognisko i ogrzewasz się przy nim, bo gdy za bardzo wychłodzisz organizm również będziesz osłabiony.
Symulator życia w zombieapokaliptycznym świecie - tak najkrócej można opisać tą grę. Tego nie da się opisać, w to trzeba zagrać.
PS: Wyszła mi niezła ściana tekstu (z serwisu polygamia.pl), ale musiałem tą grę opisać, by was jakoś zachęcić, bo jak wspomniałem gra zrobiła na mnie tak kolosalne wrażenie, że warto poświęcić dla niej tyle miejsca w tym temacie. Zagrajcie - nie będziecie zawiedzeni.