Szkoła

Ja dziennik elektroniczny miałem już w gimnazjum. Moje liceum również posiada coś takiego. Sprawa jest prosta; rodzice dostają na zebraniu małą karteczkę z linkiem i hasłem, następnie mogą sprawdzic wszystkie Twoje oceny, uwagi, opuszczone godziny (usprawiedliwione i nieusprawiedliwione), listę nauczycieli czy plan lekcji ;-)

Nie wiem czy akurat wszystko co wymieniłem pojawi się również u Ciebie, ale na ogół takie dzienniczki są powszechne i bardzo podobne.
muore il bandito, la mafia vive
DO tego mogą rodzice wpisywać usprawiedliwienia itp. Wystarczy znać hasło :-F
Obrazek
RG13 napisał(a):
Ma ktoś w swojej szkole dziennik elektroniczny? Jeśli tak to jak się w rzeczywistości sprawdza?


W mojej szkole jest od początku września 2010 r. Na początku funkcjonował razem z dziennikiem papierowym, tzn. nauczyciele sprawdzali obecność najpierw z papierowego, a potem przenosili do iPoda. Tak samo robili z ocenami. Ale od początku 2011 roku wprowadzili głupotę, polegającą na tym, że na zebraniu dali rodzicom loginy i hasła do systemu (moi na szczęście nie dostali, ale powiadomienia na maila przychodzą niestety :-( ), mało tego: rodzice dali wychowawcy swoje maile, żeby przychodziły informacje z tego dziennika (o zgrozo!). Przychodzą informacje o nieobecności jakiegoś nauczyciela czy też zastępstwie. Innych powiadomień nie widziałem (na razie przynajmniej). Według mnie system się nie sprawdza, ponieważ iPod łączy się z systemem przez Wi-Fi i często nie ma zasięgu, a poza tym szkoła wywala kasę na iPody (jeden kosztuje ok. 800zł razy trzydziestu kilku nauczycieli - no masakra, jednym słowem) dla wszystkich nauczycieli, a na korytarzach jest mało ławek i dyr się pluje, że na ziemi siedzimy. Żałosne po prostu. A jak padnie serwer, czy będzie jakaś inna awaria, to będzie kiepsko. Wg mnie to nie był dobry pomysł z wprowadzaniem dziennika elektronicznego. Kiedyś było takie jajo, że przez tydzień jednego kolegi nie było na liście naszej klasy w tym nieszczęsnym dzienniku. Jedyną zaletą tego dziennika jest to, że jak nie przyjdziesz do szkoły, a nauczyciele nie będą sprawdzać obecności (rzadko się to zdarza), to masz automatycznie zaznaczone, że byłeś obecny cały dzień.

A najlepsze jest to, że na zebraniu rodzice dostają wydruk z dziennika elektronicznego z ocenami i frekwencją na lekcjach oraz godzinami opuszczonymi, usprawiedliwionymi i nieusprawiedliwionymi.


To tyle na ten temat.
RG13 napisał(a):
Dzisiaj zostaliśmy poinformowani, że od nowego półrocza zostanie wprowadzony dziennik elektroniczny. O tym, że są takie plany wiadomo było od kilku miesięcy, ale każdy liczył, że ten pomysł nie wypali. To, że rodzice będą mieli ciągły dostęp do ocen to nic w porównaniu z tym, że jeśli kogoś nie będzie cały dzień to dzwonią do rodziców. I idź tu teraz człowieku na wagary...
Ma ktoś w swojej szkole dziennik elektroniczny? Jeśli tak to jak się w rzeczywistości sprawdza?


Ja w gimnazjum miałam, teraz też mam. Na szczęście moi rodzice nie zaglądają do ocen ;-) W moim przypadku jest tak, że dziennik uczniów nie różni się od tego, co dostają rodzice (rodzic i uczeń dostają osobne hasła i loginy). Panowie wcześniej pisali o planie lekcji, godzinach nieusprawiedliwionych itd. - u mnie tego nie pokazuje (na szczęście :D). Nawet wygodne to, bo np. dzień przed oddaniem kartkówek wiemy, jakie są oceny. Niestety nie wszyscy nauczyciele tak regularnie to wpisują. Na początku roku facetka od fizyki zrobiła nam kartkówkę, a ocen nie podała, tylko powiedziała, że wpisała w dziennik elektroniczny, kiedy my nie dostaliśmy jeszcze loginów -,-

A jak już piszę, to wspomnę o moim zabawnym nauczycielu od chemii. Pisze jakieś zadania na tablicy, tłumaczy jakby sam sobie, kończy rozwiązywanie zadania, czeka kilka sekund, następnie zmazuje tablicę, kiedy nikt nie zdąży przepisać i mówi: "a teraz przejdziemy do kolejnego zadania" xDD
Obrazek
Pozwólcie że jebnę odkop i pochwalę się moim planem, na razie na dwa dni.

Wtorek

8.00
GW
Polski
Hista
Matma
Matma
Geo

Środa

8.00
Biologia <3
Angielski
NS
Geografia
Angielski
Polski
Obrazek
To ja też się pochwalę planem lekcji... Po raz kolejny dyrekcja wspięła się na wyżyny....
Obrazek
Obrazek
Nam z budy wywalili ZAJEBISTEGO (przepraszam) nauczyciela polskiego. Super gość, można było z nim pogadać tak, jak ja teraz gadam z wami. Niestety - pokłócił się z Dyrektorem-Alkoholikiem. Zmienili też wychowawcę i parę innych rzeczy, które wcześniej były lepsze.
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak dziennik elektroniczny dopóki moja siostra nie poszła do szkoły średniej.

Byłem w szoku, toż to jest totalna inwigilacja i nadmierna kontrola. Ma to może dobre strony bo można szybko zweryfikować postępy dziecka ale IMO, ze stratą dla ucznia bo rodzicowi nie będzie się chciało ruszyć dupy do szkoły i kontakt z nauczycielem coraz gorszy. Mnie nikt nie kontroluje, nie trzeba, zaufanie i szacunek uczniowi się należy.

Do tego nie wiem, jak to się aktualizuje, ale z pewnością muszą robić to nauczyciele i to kolejna zła rzecz, bo z każdą kolejną reformą edukacji nauczyciele mają obowiązek wypełniać coraz więcej papierów, wniosków i formalności. Jeszcze trochę i więcej czasu będą spędzać na wypełnianiu jakichś bzdet niż na nauczaniu. Ostatnią nowością jest np. "karta indywidualnych potrzeb ucznia", gówno nad którym trzeba siedzieć, a której wypełnienie nie niesie żadnych korzyści zarówno nauczycielowi jak i uczniowi. Polskie szkolnictwo idzie definitywnie w złym kierunku, programy zawalone nieprzydatną treścią, ograniczenie i ogłupienie lekcji historii, biurokratyzacja nauczycieli, nie wspominając już o tym, że teraz uczeń może wejść nauczycielowi na głowę..
Ten dziennik elektroniczny nie jest ani popierany przez nauczycieli, ani przez uczniów. U mnie wprowadzili go w kwietniu tego roku - nauczyciele musieli wypełniać i elektroniczny i papierowy. Poza tym, że tracili na to jakieś 10 minut lekcji, to komputery, które lata świetności mają za sobą, a internet jest daleki od bicia rekordów prędkości potrafiły ładnie wku**** nauczyciela (co potem odbijało się na nas podczas odpowiedzi). Teraz, od września zrezygnowano całkowicie z dzienników papierowych i pozostawiono tylko elektroniczne. Nauczyciele i tak zapowiedzieli, że będą prowadzić dzienniki papierowe - bo tym elektronicznym do końca nie ufają. Często są problemy podczas zajęć na grupach, kiedy to dochodzi do jakichś zamian, bo np. jednej grupie w zeszłym tygodniu przepadła godzina niemieckiego, drugiej godzina angielskiego no i nauczyciele decydują się na zamianę.

Oczywiście nie można powiedzieć, że dziennik elektroniczny nie ma swoich plusów. Dla przykładu mogę powiedzieć o ocenach ze sprawdzianów. Pod koniec zeszłego roku szkolnego, kiedy to zaczął się bój o wyższe oceny na koniec roku lub o "życie" z matematyki, to pod koniec dnia, którego pisaliśmy dany sprawdzian wszyscy "siedzieli" na librusie (strona z dziennikiem elektronicznym, nie wiem czy funkcjonują jeszcze jakieś inne) i co chwilę odświeżali stronę. Człowiek stresował się na jaką ocenę napisał tylko kilka godzin, a nie np. kilka dni jeśli sprawdzian był w piątek.

System idealny nie jest, wymaga jeszcze wielu poprawek. Dopóki były oba dzienniki nikt nie kazał nam korzystać z tego nowocześniejszego, teraz nie mamy już wyboru - czy jest to lepsze czy gorsze pozostawiam do ocenienia osobom, u których to funkcjonuje.
Obrazek
Nie wiem, Acozz, jak u Twojej siostry to wygląda, ale np. u mnie nie ma już zwykłych papierowych dzienników. Akurat w mojej szkole to dobra rzecz, bo mieści się ona w dwóch budynkach i czasem zdarzało się, że ktoś nie przetransportował go w odpowiednie miejsce, tj. do odpowiedniego budynku, przez co nie można było wpisać ocen.

Także rozwiązanie też wygrywa w przypadku podziału klasy na grupy (językowe, WF, klasa wielozawodowa itp.), ponieważ dawniej nauczyciele musieli uzgadniać, kto będzie posiadał dziennik na danych zajęciach, bądź wychodzić w trakcie lekcji, aby się nim wymienić.

Mnie akurat podoba się to, że mam wgląd w swoje oceny nawet siedząc sobie w domku i nie ma już niedomówień, że np. kogoś nie było i nie dowiedział się, jaką ocenę dostał lub że zaplanowany jest jakiś sprawdzian.

Co do kwestii dostępu rodziców do dziennika - nie wypowiadam się, bo przecież u każdego wygląda to inaczej...jedni prosto z mostu mówią rodzicom, jakie oceny otrzymali, inni - cóż...jak wspomniałem - różnie to wygląda ;-)

Kontakt z nauczycielem, Acozz? Poprzez dziennik elektroniczny możesz to zrobić o wiele szybciej i taniej, a nauczyciel to zwykły pracownik, a nie osoba, z którą Twoi rodzicie musieliby utrzymywać dobre stosunki...
Kevin napisał(a):

Kontakt z nauczycielem, Acozz? Poprzez dziennik elektroniczny możesz to zrobić o wiele szybciej i taniej, a nauczyciel to zwykły pracownik, a nie osoba, z którą Twoi rodzicie musieliby utrzymywać dobre stosunki...



Nauczyciel to także pedagog, równolegle z nauczaniem w szkole powinno przebiegać wychowanie, ja np. więcej czasu spędzam z moimi nauczycielami niż z własną matką (przez dojazdy) i jak zaczęła się moja deprecha to nie rodzic a właśnie nauczyciel pierwszy zaczął działać i dzięki dobremu kontaktowi udało mi się w takim stanie przetrwać jakoś szkołę..

No i chodziło mi także o nauczycieli, bo są rodzice którzy posyłają dzieciaki do szkoły i mają je w dupie, a gdy takie dziecko stwarza problemy to tylko nauczyciele muszą się z nim użerać, bo rodzic zamiast przyjechać na wywiadówkę i pogadać o sytuacji kliknie sobie przed M jak Miłość i spełni swój rodzicielski obowiązek..
Wymyślasz jakieś czarne scenariusze... Ale zgadzam się z Tobą.
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
[ODKOP ARCHEOLOGICZNY]

Ja najwięcej przypałów i śmiesznych sytuacji miałem w 2 gimnazjum. Rany... ile to już lat.

1.Raz na przerwie poszliśmy z kolegami do kibelka zapalić. (zimno było i nie można było na dwór wychodzić) Gdy już palimy sobie, do kibla wbija katecheta i wyskakuje z tekstem ''I co się jeden z drugim sztachasz jak małpa dynamitem!? - moja mina: bezcenna.
2.Jakiś miesiąc później (styczeń) przysnąłem sobie na WOS-ie. Nauczyciel (stary belfegor, mściwy jak ch*j) wynalazł oryginalny sposób, by mnie obudzić. Rzucił mi śnieżką prosto w głowę. Nie dość, że miałem mokre włosy, to jeszcze dostałem uwagę za spanie na lekcji.
3.Był taki kozaczek z 3 klasy, który nikomu żyć nie dawał. Raz nawet stwierdził, że on jest nietykalny. Jakież było nasze zdziwienie, gdy jakieś 3 tygodnie później dowiedzieliśmy się, że wpadł pod samochód i złamał obojczyk. Skoro on nietykalny Iron Man złamał obojczyk, to my baliśmy się, co może nam się stać.
4.Inny kozak, tym razem z mojej klasy postanowił odbić mi dziewczynę (nie ukrywam, że prawie wszystkie na niego leciały) i zaczął się do niej przystawiać. Widząc to zaprosiłem go na przyjacielską rozmowę do kibla i z typowym dla mojej osoby stoickim spokojem złamałem mu nos tak, że się cały krwią zalał. Wybiegł z kibla z mordą całą zaryczaną. Pech chciał, że biegł sunąc się jednocześnie po ścianie trzymając ręce na twarzy tak, że nic na oczy nie widział, a w tym momencie z drugiego sracza wychodziła nauczycielka od biologii i przez nieuwagę uderzyła go drzwiami prosto w głowę i stwierdziła, że to ona złamała mu nos. Nikt się nie dowiedział, kto naprawdę mu to zrobił, bo cwaniak nie pisnął ani słowa, a mnie i moją ówczesną drugą połówkę omijał szerokim łukiem. Przez jego złamany nos, żadna nie chciała się z nim przez długi czas umówić. Jedyny plus dla niego z tej sytuacji, to to, że do końca gimnazjum miał specjalne przywileje z biologii. :))
„An eye for an eye makes the whole world blind.”
~Mahatma Gandhi
Rany, Tommy Gun. Ty to masz wspomnienia ze szkoły :shock:

U mnie to bywało nieco łagodniej... Od dwóch lat uczęszczam do szkoły średniej i w sumie strasznie wieje nudą. Najbardziej utkwiły mi wspomnienia z gimnazjum. Pierwsze dwa lata edukacji w nowej szkole przebiegały całkiem całkiem. Najmilej wspominam wuefistę, u którego większość lekcji przesiedzieliśmy poza salą gimnastyczną, graliśmy w ping-ponga, w dodatku zawsze mogliśmy słuchać na lekcji muzyki - jeden z nas przynosił jakieś głośniki, podpinamy telefon i jazda... Miła pani sprzątająca, z którą każdy w szkole w zasadzie rozmawiał, zawsze potrafiła coś doradzić ;-) Atrakcyjna Pani od języka Angielskiego oraz nadzwyczaj wymagająca od języka polskiego... Gdy było cieplej, wypuszczali (tylko w obrębie szkoły) do dziś wspominam malownicze, zielone tereny szkoły, gdzie zawsze pod takim drzewem spotykałem się z kumplami.
Jeszcze taka nasza "moda" wśród moich kilku kumpli zaistniała na telefony komórkowe. Biolożka zawsze zbierała od uczniów i nie tylko, uszkodzone telefony komórkowe, które miały później zostać przekazane do jakiejś utylizacji. Nazbierało się tego całe pudło. Gdy nikt nie patrzył, każdy sobie podbierał po jednym. Mi w sumie udało się uzbierać z 15 sztuk w obrębie całego roku. Uszkodzenia tych telefonów polegały głównie na tym, że były albo już stare (choć nadal w pełni sprawne) albo po prostu nie miały baterii. Na sprzedaży ich zarobiłem łącznie jakieś 200 zł, a do dziś mam jeszcze SE K800i w świetnym stanie, który służy mi na zapas. Nie było to może fair w stosunku do nauczycielki, ale jeżeli moi kumple też to czynili... W dodatku nie ponieśliśmy z tego tytułu żadnych konsekwencji a jedynie czyste zyski ;-)
W sumie spokój zakłóciła decyzja prezydenta mojego miasta o zamknięciu kilku szkół w tym mojej. Mimo licznych protestów dyrekcji szkół jak i rodziców był nieugięty. Trzecią klasę ukończyłem w szkole, gdzie musiałem już dojeżdżać (przepełnione autobusy - kilka szkół pozamykano co automatycznie utrudniało dojazdy do nowych) ale jakoś się przechodziło. Kategoryczny zakaz wychodzenia z budynku szkoły plus bardzo konsekwentna pani szatniarka Halinka, która każdemu zaglądała pod nogi (czy nosimy buty zmienne).
Nigdy nie miałem problemów z jakimiś karkami, omijałem (i w sumie nadal to robię) takie towarzystwo, nie mam żadnych uzależnień, nie palę i nigdy mnie do niczego nikt nie namawiał. W sumie lata gimnazjum to jedne z najlepszych lat mojego życia.
Teraz jedyne co mam ze szkoły, to pogawędki na przerwach z kumplami oraz Nauka przez duże N. Wybrałem technikum, więc ubiegam się o wykształcenie średnie. Staram się najlepiej jak mogę, choć zabiera mi to masę czasu...
Ach i czego tak się rozpisuję... Polonistka z gimnazjum chyba osiągnęła swój cel.
@Bolt
Ja w technikum samochodowym miałem więcej praktyki niż teorii, to nie znaczy, że się nie uczyłem. Na egzaminy z budowy silnika trzeba było umieć absolutnie wszystko. Tam nie było ocen takich jak 2, 3 ,4. Była tylko ''Pała i Piona'' - jak to mawiał mój nauczyciel. W szkole średniej nie było już takich akcji jak w gimnazjum. Owszem, szło się od czasu do czasu na wagary, ale bójek i takich innych już nie było. Zdarzały się też kozaki, ale już nie takie jak w gimnazjum. Całe to towarzystwo wydoroślało i ja razem z nimi. Fakt - niemiło wspominam gimnazjum. Mówi się ''Jaka ta dzisiejsza młodzież'' - a za moich czasów jak było? Jak się patrzę na dzisiejszych gimnazjalistów i licealistów, to stwierdzam, że o wiele lepiej to wygląda, niż za moich czasów. Po prostu społeczeństwo uznało kolejny stereotyp - o demoralizacji młodzieży: ''a z nich to nic nie będzie'', ''a ten to się tylko szlaja'' - to takie bezsensowne. A to poprostu taki wiek. Jak się ma 15-16 lat, to myśli się, że wszystko wolno. Ale za punkt przełomowy należy uznać szkołę średnią. Tam kształtuje się dojrzałość społeczna i odpowiedzialność za siebie. Ja pod koniec 1 klasy technikum miałem już bardziej dojrzałe spojrzenie na siebie i na świat niż w gimnazjum. Najlepiej z mojej edukacji wspominam szkołę średnią. Bo tam większość ludzi, których spotykasz, są już po prostu normalni. ;-)
„An eye for an eye makes the whole world blind.”
~Mahatma Gandhi