Nie wiem, jak Wam, ale mnie się zrobiło trochę przykro jak zobaczyłem kto zabija Tommy'ego. Gdy pierwszy raz kończyłem jedynkę, to oczywiście były szok i niedowierzanie. Ale teraz, gdy zobaczyłem, że to Vito i Joe go stuknęli, pomyślałem sobie: przez 8 lat szalałem Tommym po Lost Heaven, wykonywałem karkołomne misje, poznałem jego charakter, poglądy i całkiem spory fragment życia. Ścigałem ufo, strzelałem do zasuwającego kolesia w gatkach w kwiatki, wyjeździłem setki kilometrów po całej mapie. Zrozumiałbym, że wysłaliby Jimmy'ego- prawdziwego badassa, coś w rodzaju Luca Brasi. Ale nieeee, musiały mnie zabić 2 fujary, które są popychadłami w rodzinie, którym zależy tylko na dziwkach, alkoholu i kasie. Za jednym pociągnięciem spustów zniszczyli doświadczenie i dorobek człowieka- legendy. Tommy miał rację, gdy mówił o tym, jak zabił Morello- co znaczyła potęga dona, gdy zabił go człowiek będący niżej w hierarchii. Do Joe'go mam mniejsze pretensje, ze względu na jego osobowość i pewien szacunek do przyjaźni. Ale co do Vito: sam fakt, że nigdy nie potrafił zadbać o przyjaźń, jak to robił Joe, za bycie malkontentem zajmującym się tylko przyziemnymi sprawami, za głupotę i brak ostrożności- zniechęciło mnie do grania nim. Wolałbym grać Henrym, Joe'm, nawet Martym, ale nie taką pindą, jaką jest Vito. Ogólnie scena jest super, naprawdę fajnie, że zazębili obie historie- ale równocześnie jest to strzał w stopę 2K Czech, nie chce się już utożsamiać z głównym bohaterem.