Henry - swojej kobiecej natury nie oszukam: patrzę na tego Sycylijczyka wizualnie i podoba mi się to co widzę. A z charakteru to już w ogóle super - męski facet, że tak powiem. Normalny, choć tajemniczy. Spokojny, wręcz wycofany, a mimo to babrający się w mafijnym świecie, który dla szarych myszek przecież nie jest. Bardzo szkoda, że go zabito, bardzo szkoda, ze nie dano nam jakiegoś DLC o nim albo nie rozwinięto bardziej tej postaci
Vito - powoli zatracam umiejętność pisania o nim w kontekście tylko Mafii 2. Aż chce się coś wspominać o trójce. W sumie za co go lubię opisałam w temacie "Tommy vs Vito". I nic więcej nie mam do dodania. Może tylko coś na obronę. Niektórzy mówią, że jest nudny, niewyrazisty. A ja to odbieram inaczej - to jest człowiek, jakim mogłoby być wielu z nas. Właśnie może przeciętny, ale normalni ludzie najczęściej tacy są - zwykli, z przyziemnymi problemami i pragnieniami, bez wzniosłych tekstów i akcji. Chociaż i to się może w Mafii 3 zmienić... Twórcy coś mówią, że niektóre zachowania mogą być lekko przesadzone... tak jak w tych dzisiejszych amerykańskich filmach. To nie musi być złe, jeśli z wyczuciem będzie zrobione, ale... z przesadą można przesadzić. No ale bywa.
Giuseppe - lubię go, bo mi przypomina pana z reklamy pizzy o takiej samej nazwie :D
Joe - czasami zastanawiam się jak Vito z nim wytrzymuje. Jak się uchlał i zabił barmana, który zrobił mu wielką przysługę, bo raczył w ogóle przechować pijaka do przyjazdu kogoś i nawet zadzwonił po tego kogoś (każdy inny wyrzuciłaby go po prostu za drzwi), to moja irytacja była nie mniejsza niż głównego bohatera. A mimo wszystko człowiek lubi Joe. To taki idealny przyjaciel głównej postaci, czy to w filmie czy grze. Nieidealny, raz dbający o przyjaciela-głównego bohatera, innym razem ściągając na niego nieszczęścia... Nudno to z nim nie jest. Zakręci się gdzie trzeba, załatwi jakąś rzecz - ogólnie więcej korzyści i pożytku niż balastu. Ja bym takiego kumpla mogła mieć.
Leo - starszy pan, a cwaniak i to dobrze ustawiony. Przebiegły i wzbudzający respekt, choć na pierwszy rzut oka wygląda na niewinnego dziadka z ławki pod blokiem. Też fajnie byłoby jakby więcej o sobie powiedział. Ubolewam, że nie mogliśmy osobiście odwieźć go do Lost Heaven :)
Marty - szkoda, że życie, czy tam los, nie dało mu szansy przeżyć więcej lat. Jestem ciekawa, kim by się stał? Czy zszedłby w końcu na ziemię i przestał mieć fałszywy obraz mafii? Ona sama pokazała mu, jak bardzo się mylił, szkoda tylko, że nie mógł zweryfikować swojego spojrzenia na świat. Ale tak to jest, gdy... dziecko w sumie jeszcze, wkracza w świat brutalnych zasad, w którym nie można podejść do poprawki błędu, tak jak to można zrobić w collegu...
Eddie - lubię go, choć nie wiem za co. Raczej nie chciałabym spotkać człowieka takiego jak on, ale mam wrażenie, że gdyby udało się zbudować jakąś relację, to byłby nie gorszym kumplem niż Joe.