Mafia: The Epilogue

Empire Bay, 1 pazdziernika 1951,

Vito Scaletta wyglądał przez okno swojego nowego mieszkania w East Side, sącząc szkocką. Rozmyślał nad swoim życiem, nad ostatnimi wydarzeniami. Widział ludzi idących ze swoimi problemami do pracy, przybijała go jesień. W jego mieszkaniu rozległ się dzwonek. Niechętnie poszedł otworzyć drzwi. U progu stał Leo Galante.
- Dzieciaku, tak wcześnie a ty już pijesz?
- Cześć Leo właź, nie mam ostatnio ochoty na żarty.
Leo od razu rozgościł się, siadając na wygodnej skórzanej kanapie. Mieszkanie Vita było urządzone w stylu lat 40. Ponure sine kolory, okazałe, potężne meble. Na stole, obok whisky stało zdjęcie Joe. Leo rzucił z patosem:
- Nie można było inaczej, jedyne co mogłem zrobić, to zapewnić twojemu kumplowi godne miejsce spoczynku, nie leży na dnie zatoki z podoczepianymi do worka kamieniami.
- Leo, oszczędź sobie, to zamknięta historia, - powiedział Vito – Po co właściwie przyszedłeś?
- Frank nie zgodził się abyś po tym wszystkim dołączył do nas, ale chętnie widzi twoją dupę w charakterze współpracownika.
- Współpracownika? – zapytał Vito pociągając porządnego łyka ze szklanki.
- Ta, da się z tego wyżyć, poza tym wiesz, czasem potrzebny jest ktoś kto nie jest kojarzony z Rodziną.
- I tak nie mam lepszego zajęcia.
- Ok, pamiętaj tylko że jeśli cos zjebiesz nie będziesz mógł liczyć na Naszą pomoc. Mam dla Ciebie bilet, pojedziesz do Lost Haven, załatwisz dla mnie kilka spraw, których nie zdążyłem dokończyć. Tu masz klucze i adres mojego apartamentu w Oakwood. Pobędziesz tam kilka dni, poobserwujesz dla mnie kilku ludzi. Na dworcu spotkasz się z naszym człowiekiem który da ci informacje.
– Leo podniósł się z kanapy, założył kapelusz i ruszył w kierunku drzwi.
- Hej, Leo jak poznam tego człowieka? – ruszył za nim Vito.
- On Ciebie pozna. – odrzekł łapiąc za klamkę
- A.. Leo.. dzięki za mieszkanie i no wiesz…
- Podziękujesz lojalnością dzieciaku.
Vito zamknął drzwi, zegarek pokazywał kwadrans po jedenastej. Pociąg był o siedemnastej. Vito był w tym wszystkim zagubiony, ledwo jego życie wywróciło się do góry nogami a już pchał się w kolejną sprawę, był jednym z tych ubogich chłopaczków którzy zapatrzeni na elity, chcieli każdym sposobem osiągnąć szczyty. Nie mógł sobie darować obietnicy złożonej Joemu że wszystko będzie w porządku. Mógł teraz leżeć 6 stóp pod ziemią zamiast niego, a on by wiódł życie jako Capo Falcone.


Tymczasem w Sokole Maltańskim śmietanka Empire Bay zebrała się na uroczystym szampanie. Don nie żyje. Przy kominku kilku facetów w garniturach oddaje szacunek nowemu Donowi. Jeden z nich, na wózku, po oddaniu honorów głośno wznosi toast.
- Niech żyje Don Eddie Scarpa
- Tony, kiedy idziemy potańczyć z tej okazji? – rozległ się wredny hihot ze strony Dona, wraz z nim zaczęła smiać się zniesmaczona cała sala, wszyscy wiedzieli o chamstwie, brutalności i nieobliczalności Eddiego.


Empire Bay zostało kompletnie przetasowane przez ostatnie wydarzenia, ale sytuacja wydawała się opanowana. Nikt już nie zaryzykuje kosztownej i wyniszczającej wojny, przynajmniej nie w tym czasie. Vito Scaletta, ubrany w typowy dla Włocha czarny garnitur z czarnym wąskim krawatem, wsiadał do pociągu odchodzącego do Lost Haven. Nie mógł doczekać się podróży, liczył na sen, którego ostatnio tak bardzo mu brakuje. Obawiał się przyszłości, nie wie, czy można jeszcze komuś ufać w jego świecie.

Podróż trwała sześć godzin z minutami, Vito, nie zmrużył nawet oka pogrążony w myślach.
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko. Udało mi się tylko nie być komunistą."

Adam Miałczyński, Adaś.
Dobre!!! Rzadko to mówię o czyichś pracach, ale ta jest niezła. \:/ Choć niestety krótka... Przydałoby się trochę więcej akcji. Super, pisz dalej! (I poczytaj moje... :-F )
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Na prawdę niezłe. Fajny pomysł, bardzo dobre wykonanie. Mam nadzieję, że zamierzasz kontynuować historię, bowiem przerwałeś w momencie kiedy fajnie się zapowiadało.
Obrazek
Bardzo fajny pomysł ;-) Dobrze napisane, historia też ciekawa ;-)
Ja jedyne do czego mam talent to grafika, pisanie opowiadań nie zbyt mi wychodzi, więc tylko pogratulować :-P
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
Cale opowiadanie jest skończone, a kolejne party będą się ukazywać co jakiś czas
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko. Udało mi się tylko nie być komunistą."

Adam Miałczyński, Adaś.
Nie wiem czy zauważyłeś Joguś, ale tematyka i technika wykonania naszych prac są bardzo podobne. Co powiesz na nawiązaniu współpracy? (w razie czego szczegóły na PW) ;D
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Współpraca jest dzisiaj bardzo ważna, tym bardziej, że dwie osoby piszą w tej samej tematyce :-> Nic nie sugeruję, ale myślę, że po połączeniu waszych wspólnych możliwości można by napisać całkiem ładne opowiadanie :-P
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
Lost Haven, 2 października 1951,
Vito wyszedł z pociągu, ruszył w stronę ogromnych zdobionych drzwi dworca. W połowie drogi ktoś złapał za jego rękaw. Vito przestraszony z zaciśniętą pięścią odwrócił się. Ujrzał nieprzyjemnego faceta w jasnym płaszczu. Na lewym oku miał opaskę. Widać było że facet nie jedno już w życiu przeżył.
- Znasz pana Galante??
- Odpierdol się.
- Idziemy frajerze, mam Cię zawieźć do Oakwood. Leo ma dla Ciebie kilka zadań,

Mężczyźni poszli w stronę auta.
Jadąc przez Lost Haven, goryl Galante mówił od niechcenia:
- To miasto jest przeklęte, kiedyś były tu dwie rodziny, które wyrżnęły się w pień, reszty dokończyła policja, teraz ona rządzi miastem.
- Policja która robi intetesy jak my? – zdziwił się Vito.
- A co ty myślisz? Zawsze znajdzie się ktoś kto zbierze pieniądze z ulicy. Haracze, kradzieże, pobicia, skurwysyny maja wszystkie usługi.
- „usługi” – rozległ się smiech Vita.
Wreszcie czerwony Kaiser DeLuxe podjechał pod mały apartamentowiec. Dom był nowoczesny, zbudowany z przeszklonych pokoi, a dookoła wszystko przypominało dzielnice dla nowobogackich. Obdrapane jasne bliźniaki, niepielęgnowane drzewa, brud i para wydobywająca się ze studzienek.
- Słuchaj, tutaj masz zdjęcie faceta koło którego się pokręcisz. To senator Herbert Henry Lehman. Pracujesz w jego kancelarii. Przepustka leży na stoliku nocnym, jutro o dziesiątej masz być w pracy przy United States Street 9 na Central Island. Senator pod koniec miesiąca rozpoczyna komisje przeciw mafii. Wśród świadków ma być wielu przyjaciół Dona Vinci jak i on sam. Samochód jest twój, tylko dbaj o niego bo to dobra maszyna. Cześć.
Mężczyzna wyszedł, wsiadł do Forda Thunderbirda stojącego na końcu ulicy i odjechał. Vito długo jeszcze nie wysiadał z samochodu, tak jakby bał się stojących przed nim zadań. Kiedy otworzył drzwi mieszkanie zrobiło na nim wrażenie. Było całe białe, a dookoła stały pomarańczowe, nowoczesne meble. Pierwsze kroki skierował do barku. Wypił całą butelkę Ballantinesa.

Pod szpital w Uptown podjechała karetka. Za jadącego za nią czarnego Cadillaca wybiegła dwójka ludzi. Frank Vinci leżał nieprzytomny, kiedy nosze z nim zniknęły za drzwiami szpitala. Leo Gallante i Pepe biegli do ordynatora.
- Doktorze, czy on wyjdzie z tego? – zapytal z przerażeniem Leo.
- Powinien, to zapaść, pacjent jest chory na cukrzyce.
- Cukrzyca? A co to za cholerstwo? – rzucił Pepe.
Tej nocy przyjaciele nie opuścili łóżka Dona Vinci.

Rankiem, Vito jechał na spotkanie nowemu zadaniu. Budynek który zeszłej nocy wskazał mężczyzna był okazały. W hallu Vito podszedł do marmurowej recepcji.
- John Dewey, przysyła mnie kancelaria Marshall & Johnson, jestem nowym prawnikiem pana Lehmana.
- Raczej jednym z wielu. Proszę windą na 18 piętro – rzuciła recepcjonistka, łapiąc za telefon.
Vito wsiadł do windy. Po dojechaniu sekretarka zaprowadziła go do senatora.
- Pan Dewey. Oczekiwałem pana. Czego się pan napije?
-Kawa. – rzucił Vito.
- Dwie kawy panno Lorraine.- powiedział senator do swojej sekretarki. - Panie Dewey, potrzebuje kilku nowych prawników, w zajmowaniu się moimi codziennymi sprawami. Sam zajęty jestem całą tą sprawą z Komisją. Makarońce nie będą rządzić nawet ranchem w tym kraju. Wie pan od 1940 to miasto nie widziało gangstera. Policja pilnuje porządku a uczciwi amerykanie mają tutaj jak w raju. A niby miasto nazywa się Utracone Niebo - zaśmiał się senator – Chciałbym aby cale Stany były czyste jak to miasto. Przepraszam pana ale musze iść spotkać się z inwestorami. Budujemy tutaj park rozrywki. Panna Lorraine wprowadzi pana w obowiązki. Zajmie się pan naszymi dotacjami.

Kiedy Vito wychodził z kancelarii padał deszcz. Odjeżdżając widział przemokniętą pannę Lorraine. Panna Lorraine miała w sobie pełno uroku, była młodą rudą dziewczyną o piegowatej twarzy i zgrabnej posturze. Zatrzymał samochód, otworzył drzwi, zapytał:
- Taka ładna pogoda może ma pani chęć na przejażdżkę?
- Chętnie, - Odpowiedziała cała w śmiechu Panna Lorraine.
- A może ma pani ochotę na kawe w miłym towarzystwie? – zapytał Vito,
- Tak, ale skończmy z tymi ceriegielami, mam na imię Alice.
- John, - przedstawił się Vito. – znasz tutaj jakąś miłą kawiarnie??
- Tak tutaj za rogiem, nazywa się Włoski Ogród.

Kawa była tylko wstępem do udanej randki. Alice szybko wylądowała w mieszkaniu Vito.
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko. Udało mi się tylko nie być komunistą."

Adam Miałczyński, Adaś.
Szybka, dobra akcja. Nieprzewidywalna. Ale jak dla mnie mało opisów, jeżeli mam być szczery. Twoje opowiadania dalej trzymają poziom.

EDIT: Po przeczytaniu trzeciego opowiadania, widzę że rozpędziłeś się całkowicie. Opowieść jest bardzo dobra; widać, że dodałeś tak wyczekiwane przez nas opisy tego co się dzieje dookoła. We tell you what's good. You flaaaash do we liked...
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Naprawdę bardzo dobre opowiadanie. Widać, że masz do tego smykałkę. Wg. mnie części które dajesz są troszkę za małe, ale mimo to mile się je czyta. Tak jak wspomniał Hades, troszke więcej opisów, postaci, budynków, samochodów itp.

Na razie idzie Ci wyśmienicie. :)
Obrazek
Widać różnicę w porównaniu do 1 części. Zgadzam się z Hadesem co do opisów. Pojawiło się trochę więcej niż w poprzednim opowiadaniu, ale nadal jest ich jednak trochę za mało. Brakuje mi także przemyśleń bohaterów, trochę to przypomina dobrze opisaną akcję z Sims'ów.
Jestem pełen podziwu dla Ciebie, nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania ;-)
Obrazek
Bardzo fajnie się czyta, czekam na kolejne części :->
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
No to już druga część i muszę powiedzieć , że zostałem zaskoczony. Pozytywnie rzecz jasna. Opowiadanie mi bardzo przypadło do gustu bo lubię dynamiczne historię. Pozostań przy tym bo naprawdę świetnie ci to wychodzi. Co do tych opisów co rzuca się reszta przedmówców , możesz zamieścić ale nie dużo!!!! Według mnie max 2-3. Pozdrawiam i życzę sukcesów :))
Radio Wolny YT!!!

Działamy o każdej porze dnia i z każdą częstotliwością!!!! http://www.youtube.com/user/RadioWolnyYT
Lost Haven, 13 października 1951,

Vito i Alice pili poranną kawę na tarasie w swoim mieszkaniu na Oakwood, kiedy rozległ się telefon. Vito odebrał słuchawke.
- Hej, tu Leo. Wiem że nie jesteś sam, spotkajmy się w restauracji Pepe w New Akr.
- Ok, będę tam za pare chwil. – Vito odłożył nerwowo słuchawkę,
-Kochanie kto dzwonił? – wtrąciła Alice.
-Mój stary przyjaciel, prawnik, musze się z nim dziś spotkać.
-O wspaniale, nie znam żadnych twoich znajomych.
- Przykro mi Alice, musze tam być sam.

Vito pospiesznie założył swoją ulubiona skórzaną kurtkę i nie żegnając się z Alice, wybiegł z domu. Lost Haven było tego dnia wyjątkowo przykrym miejscem. Wszystko było spowite mgłą, skąd gdzieniegdzie wynurzał się pojazd lub człowiek. Właśnie trwały prace nad rozmontowywaniem starej kolejki miejskiej, co sprawiało że na ulice spadał grad iskier. Wszystko to tworzyło klimat dobrego horroru. Vito w końcu wjechał w ślepą uliczkę na której znajdowała się restauracja Pepe.

- Vito, dzieciaku, tutaj! – zawołał z zadowoleniem Leo, siedząc i pijąc kawę z innym facetem.
- Hej, Leo. Co tam w Empire Bay?
- Aaa, stara bieda i syf, od twojego wyjazdu nic się nie dzieje. Stary Don miewa problemy ze zdrowiem.
- Życz mu zdrowia ode mnie. O co chodzi?
- Siadaj Vito, to jest prokurator..
- Prokurator? – wtrącił nerwowo Vito.
- Taak prokurator, prokurator okręgowy Hollywood. Jest z nami ponieważ został wydymany w interesach przez ludzi za którymi stoi twój senator. Opowie Ci o co chodzi a ja idę do kibla.

Vito spojrzał na mężczyznę w czarnej fedorze. Miał staromodny dwurzędowy zielony garnitur. Twarz miał całą pokrytą szramami, a jej widok zza cygarowego dymu wydawał się straszny. Miał posturę goryla aniżeli prokuratora.

- Nazywam się Kevin Stachowsky- zaczął prokurator- 3 dni temu moją wtyke u pana Senatora znaleziono martwą, widocznie nie spodobała mu się przynęta. Teraz pan jest naszym jedynym źródłem.
- Na razie mam tylko dostęp do danych fundatorów pana Senatora. – odparł Vito.
- To świetnie. Proszę posłuchać, to niebezpieczny człowiek, chce wyeliminować mafię, żeby samemu przejąć jej interesy. Proszę sobie wyobrazić że ta gnida najpierw robiła interesy z Mickeyem Cohenem a teraz chce wsadzić go do więzienia przez tą swoją komisyjke. Wiesz, kto jest dziś głównym importerem prochów do USA? Nie wiemy tylko która z rodzin finansuje tego starego osła.
- Na liście darczyńców jest sporo nazwisk które się powtarzają. Największych wpłat dokonuje Al Cone, jego dowody wpłaty natychmiast są zabierane przez asystentów senatora.
- Jebany fiut – wtrącił Leo, który siadał na kanapie – To ksywa Falcone z lat 30 kiedy sypał na policji na kolegów.
- Te wpłaty dokonywane są także teraz – Wtrącił Vito – wczoraj wpłacono trzy miliony dolarów na to nazwisko
- Czyżby Eddie maczał w tym palce? – zapytał prokurator patrząc na Leo
- Najwyraźniej – Odparł Leo – Vito, komisja rusza 26 października. Nie wiemy czy pan Senator dożyje tego czasu, rozumiesz?
- Chyba tak, .. – zamyślił się Vito – rozumiem.
- To ma być wypadek. – zażądał Leo. – Vincenzo, daj nam coś dobrego do jedzenia. Szkoda że już Pepe nie może podawać nam jedzenia.

Po posiłku wszyscy trzej opuścili lokal. Vito podjechał pod swój apartament, wysiadając podszedł do niego człowiek w czarnym płaszczu.

- John Dewey? – zapytał z wrogością mężczyzna.
-Tak… yy a coś się stało? – zapytał zmieszany Vito. Człowiek wywarł na Vito wrażenie tajniaka. Ubrany cały na czarno, z mocno naciągniętym kapeluszem, tak by zakrywał część twarzy.
- Senator Lehman czeka na pana. Proszę ze mną.

Vito nie wiedział o co chodzi. Mężczyzna zawiózł go do willi senatora na Oak Hill. Willa znajdowała się na wschodzie Oak Hill. Po przejechaniu przez brame, Vito ujrzał dom k tory był miniaturą Białego Domu o którym senator tak marzył. Mówiło się, ze Lehman ma być kandydatem na prezydenta w następnych wyborach. Kiedy samochód podjechał pod wejście senator z dwojgiem ludzi ze strzelbami Winchester podszedł do Vita.

- Witam panie Dewey, czy jak się pan tam właściwie nazywa. Proszę za mną.
Vito wyszedł nie mówiąc ani słowa, nie widział więcej ochrony prócz tych trzech ludzi, nie mógł jednak ryzykować będąc bezbronnym. W połowie drogi do domu mężczyzna za Vitem uderzył go porządnie kolbą w plecy. Vito upadł na ziemię.
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko. Udało mi się tylko nie być komunistą."

Adam Miałczyński, Adaś.
Bardzo fajnie, jak zawsze. Coraz częściej to wypuszczasz :-P Nie mogę doczekać się kolejnych części :mrgreen:
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
cron