Wasze przygody podczas korzystania z dowolnego środka trans.

Dawno nic nie było, więc dorzucę historię sprzed kilkunastu minut.

Jadę sobie z mamą samochodem. W pewnym momencie zza zakrętu wyjeżdża ciemny Golf z niezbyt dużą prędkością i nagle, ale dość płynnie, zjeżdża do osi jezdni, a następie w rów. Oczywiście, zatrzymujemy się. W aucie było dwóch ludzi: kobieta - kierowca i mężczyzna - pasażer. Kobieta od samego wyjścia z auta zaczęła mówić, że zablokowało jej kierownicę, co było dość dziwne... OK, wyciągamy linkę holowniczą i już chcemy zaczepiać ją do Volva, ale nagle podjeżdża starszy pan większym Lublinem i zaczyna się "zabawa". Volkswagena trzeba było trzymać za dach, bo złapał straszny przechył, co groziło przewróceniem. Poza tym, pobocze było miękkie, więc samochód przeorał kilka metrów z jednym kołem w górze. W międzyczasie okazało się, że pękł przewód od wspomagania, dzięki czemu sprawa się wyjaśniła. Na szczęście, było się bez większych strat ;)
Taa...kobieta za kierownicą i masz tu taką historyje :-P Jak mogło zablokować jej kierownice? Pewnie jechała bez kluczyków w stacyjce :lol:
muore il bandito, la mafia vive
Kevin napisał(a):
okazało się, że pękł przewód od wspomagania, dzięki czemu sprawa się wyjaśniła. Na szczęście, było się bez większych strat ;)


TAK jej zablokowało :) Odłącz wspome od jakiegoś auta i spróbuj wykręcić na parkingu :)
Kevin napisał(a):
Kevin napisał(a):
okazało się, że pękł przewód od wspomagania, dzięki czemu sprawa się wyjaśniła. Na szczęście, było się bez większych strat ;)


TAK jej zablokowało :) Odłącz wspome od jakiegoś auta i spróbuj wykręcić na parkingu :)


Impossible fakt :-) Se tylko jaja robie :mrgreen:
muore il bandito, la mafia vive
Jestem członkiem stowarzyszenia historycznego.
Podczas pobytu w Normandii z grupą od 4-8 czerwca zwiedzaliśmy różne muzea i kilka razy zepsułem sobie wyjazd moim stanem zdrowia (awitaminozy itp.). Zwiedzaliśmy muzeum na plaży Utah i jechaliśmy Jeepem Willisem (Amerykański wojskowy samochód terenowy z WWII) godzinę do tamtego muzeum, Ja miałem wtedy rolę akurat Francuskiego cywila, bo do 16 lat mi brakuje co prawda niewiele, ale to nie znaczy, że nie można trzymać się regulaminu ustawionego przez dowódcę grupy. Dobra wróćmy do jazdy Willisami jechaliśmy jakieś 80 km na godzinę, bo nie mogliśmy się rozpędzać, akurat wtedy był ogromny wiatr. Ja jako cywil nie miałam getrów wojskowych i cały wiatr wiał mi od spodni, byłem w kłopotliwej sytuacji, bo nie mogłem sobie nawet włożyć spodni w skarpetki, dlatego że wiadomo II Wojenny materiał gruby, a skarpetki miałem tak przylegające do nogi, że za Chiny bym tego nie włożył.
Po godzinie jazdy dojeżdżamy, a tu nagle spoza chmur słońce :mrgreen: ledwo co zdążyłem nałożyć moją czapkę. Słońce tak parzyło, że teraz wszystkim było gorąco, a ja nie mogłem nic zdjąć, bo wyglądał bym jak świr, a poza tym słońce poprzedniego dnia tak mnie spiekło, że w nocy nie mogłem zasnąć :-) Wszystko miałem ubrane, a to co na sobie miałem to była wełna, zatrzymaliśmy się na postój próbowałem się skryć, za wszystkim, byle mnie nie spiekło. W końcu dojazd do samego muzeum, cały park maszyn zatrzymał się na parkingu, nie wytrzymałem UDAR! GLEBA Z WILLISA NA ZIEMIĘ! :-( Potem mój stan coraz bardziej się pogarszał, ale jakoś to wszytko poszło. W następnych dniach był mróz trochę zmarzłem, a w przed ostatnim dniu złapała mnie biegunka :-(

Taka krótka historyjka z mojego wyjazdu do Francji.
Sorry za OT, ale czy grupa do której należysz nie była czasem uczestnikiem w zlocie "Strefa militarna Gostyń-Piaski", który i tak odbył się w Podrzeczu? xD
Tak, chodzi o jeśli dobrze pamiętam datę 11-13 lipca 2008?
W tym roku też będziemy od 17 do 19 lipca więc zapraszamy do śledzenia imprezy.
Podaję link strony, z planem tego wydarzenia:
http://www.strefamilitarna.info/
O, to świetnie. Ja też będę, jako widz :) A czy w zeszłym roku nie mieliście w swoim obozowisku takiego starego radia, a obok stała kuchnia polowa? No i czy jesteś blondynem? ;D
Była tam kuchnia polowa, ja jestem blondynem, ale wtedy jeszcze nie byłem w stowarzyszeniu.
Zapraszam Cię jako widza, ale nie zdziw się jak zobaczysz osobę... młodą :mrgreen:
Dobra, kończymy OT.
Ja ogólnie dużo jeżdżę rowerem dla przyjemności. I to na większe odległości, ale dziadek się trzyma (tak ochrzciłem rower :D) No to jadę. Jestem jakieś 50, 60 km od domu, mam już zamiar wracac i pach, poszła dętka w przednim kole. Zapasowej nie mam. To jadę do najbliższej wulkanizacji (rzecz dzieje się w Gdańsku, tak na marginesie :D ). I nic, zamknięta na amen, nieczynna od kilku lat. To jadę do następnej. I g... Było po 15, więc nikogo nie ma. No to kombinuję co dalej. Jedyna słuszna myśl - wejśc w pociąg i wysiąśc u siebie. No to biorę rower pod pachę i dawaj na stację. Po drodze mijam Zakład Wybudowany Specjalnie Dla Mnie - Warsztat rowerowy :D Czekam na zmianę dętki jakieś 30 minut. Już się cieszę, że jednak dojadę do domu dziadkiem - pach, znów ta dętka. Okazało się, że w oponie po wew. stronie został jakiś kawałek szkła. Czekam kolejne 30 minut. Tym razem wsio w porządku. Ponieważ ciemno się zrobiło, podłączam dynamo i jadę dalej (ręka do góry, kto ma dynamo w rowerze). Ale i elektryka musiała mnie zawieśc. 1. Dynamo się ślizgało po oponie. Gdy się z tym uporałem, jeden z kabelków się odłączył. Nieoczekiwany wzrost mocy spowodował przepalenie się żarówki. No to jadę jak taki cicho-ciemny, drogą nr 7, potem 20. Brak chodnika nieco mnie niepokoił :D Ale dojechałem bez większych problemów. Planowałem ten wyjazd na ok. 6 godzin. Wróciłem po 13.

To tylko jedna z historii, mam ich dużo więcej, ale nie piszę referatu na 3 strony, więc tyle wystarczy :D
Każdy chce iśc do nieba, ale nikt nie chce umierac