Wspomnienia z wakacji

Sezon wakacyjny roku 2008 został już dawno uznany zamknięty, więc warto go troszkę powspominać :) Na początek dam swoją, żartobliwą opowiastkę. Jako, iż chciałem przypomnieć sobie jak się pisze "dobre" teksty, to jego wykonanie jest nieco oryginalne :P

Jeden z poranków pierwszego tygodnia tegorocznych wakacji. Budzę się w samochodzie, na parkingu w Calais (Francja) czekając na przeprawę promową do Wielkiej Brytanii. Wszystko wygląda zupełnie inaczej niż w nocy, kiedy tutaj dotarliśmy... Po prawej wjazd na plac, kawałek autostrady i droga prowadząca do terminalu znajdującego się za moimi plecami. Oglądając się na lewo widzę okolice kanału La Manche, a tuż obok plażę, która w niektórych miejscach jest wręcz zasypana małymi muszelkami - coś pięknego... Przede mną wysoki na kilka metrów piaszczysty, porośnięty zielenią pagórek odgrodzony od parkingu betonowymi słupkami. Pęcherz daje o sobie znać, więc wyskakuję z auta i szukam Toi' Toi'a (magiczna, niebiesko-biała budka służąca do załatwiania swoich fizjologicznych potrzeb). Niestety, nigdzie czegoś takiego, ani podobnego nie widać. Postanawiam więc za toaletę wybrać sobie ostatnie z opisanych wyżej miejsc. Podchodzę do jednego z betonowych słupków, rozglądam się i "leję". W tym czasie do mojej głowy przyszła myśl: jak ja jestem daleko - od Polski, od domu, od rodziny... Spoglądam w dół, a tu ukazuje mi się dość znany widok, a dokładnie foliowe opakowanie po czteropaku "Żubra". Ten przedmiot przybliżył mi nieco naszą ojczyznę...

PAMIĘTAJCIE: Polska i Polacy są wszędzie - nawet tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa ;)

A żeby nie było tak słodko - wracając z "toalety" zauważyłem niebiesko-srebrnego vana zmierzającego w moją stronę, co nie wróżyło nic dobrego... Ale ja idę dalej. Na szczęście dwóch mundurowych przyjechało tutaj jedynie w
celu odprężenia swojego kompana - owczarka niemieckiego, jak i zapewne siebie.


Tak, można by to streścić w jedno zdanie, ale się troszkę pobawiłem :D Komentarze, a tym bardziej wasze historie - mile widziane ;)
No polska zawsze o sobie przypomni :mrgreen:

Moje wspomnienie wiaze sie z wyjazdem do Mrowek (miejscowosc oddalona o 100km od Gniezna). A wiec zostalem wyslany do miesnego po jakies mieso na grilla a to najblizszego miesnego jest ok. 2km drogi wiec pojechalemtam na juz swietej pamieci delcie (bmx).
dojechalem (bylo upalnie stoje w tym miesnym na szczescie byla klima dostalem kolacje wiec jade z tym w rece i chce zapakowac do plecaka (na pole namiotowe bylo zgorki). Nie bylo czasu na myslenie bo ja jechalem ok. 40km/h a radiowoz przedemna chyba z 30 lub 20km/h. to wyprzedzam go i pakuje jadac bez trzymanki. Policjanci mieli super mine widzac jak moja kierownica sie trzesie (lekko zdecentrowane przednie koło) a ja ze spokojem pakuje mieso. Nie zatrzymali mnie ale po 5 min mnie wyprzedzili. Dalej sie na mnie patrzyli :-)
Murphy był optymistą.
Czyżby rowerowy dawca...mięsa na grilla? xD

Ja pamiętam jak kiedyś, kiedy byłem mały, to sąsiad miał jakąś czerwoną Skodę no i wjechałem mu pod zderzak rowerem xD Pogiąłem mu troszkę zderzak i rurę wydechową - o dziwo wszystko strasznie "miękkie". Ja po wstępnym naprostowaniu błotnika jechałem dalej :D
No ja nie szanowalem siebie i sprzetu. Rower sie rozsypal a ja nie (kuzyn mnie nazywa amatorem hardcore'u bo czasem przejezdzam przez obwodnice nie patrzac za siebie,poprostu jade na sluch :p) :-)

Na wakacjach jezdzilem pijac cole z puszki a pod koniec sie orientowalem ze ja nie mialem reki na chamulcu bo trzymalem puszke :mrgreen:
Murphy był optymistą.