Opowiadanie "Atlantis is back to you"

Muzyczne (youtube w spoilerach) i lekko autobiograficzne opowiadanie. Wątki nieodpowiednie dla dzieci i demoralizujące młodzież. Żeby nie było, że nie ostrzegałem. :P
___________________________________________

Lewą ręką podniósł malutki plastikowy woreczek. Trzema palcami wykonał sprawny ruch i otworzył go. W tym momencie jego nozdrza odebrały sygnał - poczuł charakterystyczny, ostry, a może wiosenny zapach, który go oszołomił. Jeffrey siedział w starym, rozklekotanym fotelu obitym tapicerką w kolorze khaki. Podobnego koloru była zawartość woreczka. Prawą dłonią wyjął nieregularną szyszkę, obrócił w palcach i uśmiechnął się. Ściany pomieszczenia, w którym się znajdował były obłożone starą fototapetą przedstawiającą zachód słońca na tropikalnej wyspie. Wyposażenie jednak w żadnym razie tej wyspy nie przypominało - parę regałów, szafa, kredens i adapter czarnych płyt, na szczęście stereo. Na kredensie stała butelka po Heinekenie z wetkniętym sztucznym goździkiem, a gdzieniegdzie walały się jakieś ubrania i papiery. Dla każdego przebywanie w tym pokoju byłoby nie do wytrzymania - ciasny, przesiąknięty zapachem taniego tytoniu i palonych kadzidełek z odpustu - emanował jakąś negatywną energią. Tak przynajmniej mówiła Jill.

Jill... Gdzie teraz jest? Co robi? A może raczej kto dzisiaj ją posuwa? Ten łysy, przerośnięty facet, którego wiosną widywali razem przesiadując w kawiarni? Wpatrywał się w nią tym tępym wzrokiem, wyglądał bardziej jakby nie mógł się porządnie wysrać od dwóch dni... Co takiego mogła w nim widzieć? Krzaczaste brwi, małe oczy, kwadratowa szczęka, dwudniowy zarost... A i to, że facet wozi się kradzionym Porche 911 nie oznacza, że jest lepszym człowiekiem. Teraz pewnie jego owłosione plecy ruszają się w górę i w dół, ona wydaje z siebie prawie nieme jęki...

Nie czas na to - Jeff położył szyszkę na kredensie. Wyciągając lewe ramię sięgnął po czarną kopertę opatrzoną błękitnym napisem "The Isley Brothers". Wyciągnął czarny krążek, podniósł igłę adaptera stukając jednocześnie małym palcem w czerwony klawisz. Płyta zakręciła się. Puścił igłę.

"Are we really sure,
That a love that lasted for so long,
Still endures?
Do I, really care?"


To była jej ulubiona piosenka. Ich piosenka, liryczne wspomnienie po krótkim, nie do końca udanym, ale płomiennym związku.

"I keep hearing footsteps baby
in the dark"


Dokładnie. Jeff nadal słyszał jej kroki, kiedy bosymi stopami wracała z kuchni, a on siedział w tym samym fotelu co teraz. Nosiła mu kawę. Czarną. Zawsze pamiętała, by do jego kawy nie dodawać ani cukru, ani mleka. Co było nie tak, że odeszła od niego? Ale nie... Teraz nie ma sensu zastanawiać się nad tym. Podszedł jeszcze raz do kredensu by wziąć leżące na nim drewniane, okrągłe pudełeczko i pozostawioną szyszkę. Delikatnym ruchem włożył susz do naszpikowanego kolcami środka, zakręcił powoli, jakby w rytm muzyki.

"Who feels, really sure?
Can I really guarantee your happiness shall endure?
Do we, really care? Hey hey,
Let's look at what's been happining and try to be more aware."


Głos Kelly'ego działał na niego kojąco tak, że po paru taktach mógł już wysypać zmieloną zawartość pudełka na przygotowaną wcześniej kartkę. Kartką był wiersz pisany do niego w czasach, kiedy byli jeszcze w szkole średniej. Jeff melancholijnie wpatrywał się w linijki tekstu zasypane zielonymi okruchami. Sięgnął po paczkę LD i czerwoną zapalniczkę leżące na kredensie. Wyjął dwa papierosy.

"Tell me when you need it again
What's comin' over, you're mine"


Następny utwór pobudził go do życia. Delikatnie polizał miejsce klejenia papierosa, rozerwał zawijkę i wysypał tytoń na papier. Drugiego papierosa zapalił. Kelly kolejny raz miał rację: "Powiedz kiedy znowy będziesz mnie potrzebował". Pewnie! Papierosy palił od drugiej klasy szkoły średniej, od kiedy zakochał się w Jill. Ona chodziła palić na boisko za budynkiem, on szedł za nią. Dziewczyna jednak odeszła, nałóg pozostał... Jeff zaciągnął się tytoniem jednocześnie mieszając rośliny patrzące na niego z wierszy. Nie wracając już do wspomnień ściągnął z kredensu zielone opakowanie Mascottów. Moment zmieszania tytoniu z konopią zawsze wyłączał w Jeffreyu wszelkie myślenie. W tej magicznej chwili był skoncentrowany tylko na jednym - oderwał kartonik i szybkim ruchem obu dłoni skręcił go w mały rulonik. Teraz przyszła pora na zawijkę. Kolejny raz zaciągając się tytoniem złożył bibułkę wkładając z jednej strony kartonowy rulon, a z drugiej nabierając obfitą porcję rośliny. Sprawnym ruchem lewej ręki wsunął suchy koniec zawijki pod klej, ciasno owinął filtr i polizał warstewkę kleju znajdującą się na wystającej części bibuły.

Jeff uwielbiał ten moment. Włożył jointa między dwa palce i delikatnym, posuwistym ruchem skręcił go formując w małą maczugę. Wziął kolejny głęboki wdech zaciągając się obficie dymem papierosowym. Z głośnika adaptera wybrzmiał lekki gitarowy riff, a Kelly Isley dźwięcznym głosem zaintonował:

"Can I go on my way without you
Oh, how can I know
If I go on my way without you
Oh, where would I go"


Trzymając w lewej dłoni skręta Jeff dopalił papierosa rzucając niedopałek na dywan. Dywan, o ile tak można nazwać kawałek wytartej i brudnej wykładziny był usłany niedopałkami. Niektóre były już trwale wtarte w jego powierzchnię, niektóre - świeższe - czekały niewzruszenie na kontakt ze stopą Jeffreya. Odkąd rzuciła go Jill on rzucał wszelkie śmieci na dywan. Wraz z miłością umarło w nim poczucie estetyki.
Joint musiał być jednak należycie skręcony. Ten niepozorny zwitek papieru zdawał się wołać do Jeffa głosem Kelly'ego:

"Hey ho set sail with me
To a paradise out beyond the sea"


Jeffrey ponownie wziął do ręki zapalniczkę. Przypalił czubek jointa i w tym samym biorąc drugą część do ust wziął lekki, zdecydowany wdech. Inny, lepszy świat zawołał do niego:

"Atlantis is back to you
I'll always come back to you."


___________________________________________
Pisać, czy się podoba, czekam na komenty. :3
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Nie wiem jak zacząć. Zwykle jako początkujący pisarz byłem przez jednych nagradzany za moją twórczość, a przez innych miażdżony. Tak więc powiem ci, że nawet nawet dobrze ci poszło. Oczywiście jeśli chciałbyś się tym zając zawodowo twoja sprawa. Moim skromnym zdaniem wszystko jest dobrane oryginalnie. Muzyka odpowiednio dobrana, a wiedz, że słuchałem i czytałem bardzo dokładnie. Opowiadanie to podobno dość prosta rzecz do napisania. Jednak kiedy ktoś kto nigdy nie miał styczności z pustą kartką przed sobą nie może wiedzieć jak się czuje prawdziwy pisarz. Mówię ci moim młodym okiem, że jakieś zadatki na pisarza masz. Jednak niczego ci nie proponuje ani nie podsuwam. Jeśli się powtarzam to sorry. Musiałem sobie ulżyć przy szklance. Wracając do samego tekstu: piszesz płynnie, niczego ważnego nie pomijasz i jesteś dokładny. Przyznam ci szczerze, a z tego możesz się cieszyć, że jak ja coś spłodzę to często wracam do tego i szukam czegokolwiek co można by jeszcze poprawić, zamienić lub gdy jestem mocno wkurzony wypi(...) dlatego jak dla mnie jest do bardzo dobra robota, którą wykonałeś. Na koniec podsumuje iż jeśli jest to pod jakimkolwiek względem coś co się u ciebie mogło w życiu zdarzyć to wiedz, że najlepiej się piszę o rzeczach, które się samemu przeżyło lub ma się o tym zatrważające pojęcie. Dlatego jeszcze raz brawo! W ocenianie się nie będę bawił bo to dziecinada. Zresztą powiedziałem co miałem. Mam jednak pytanie co sam myślisz o tym co napisałeś? Rozmawiałem z kilkoma pisarzami z polski i aż dwoma z ameryki i ci dobrzy powiedzieli, że sam twórca najlepiej oceni swoje dzieło. Co o tym sądzisz, Hades?
Moje szczere pozdrowienia dla ciebie.
Podpisuje się pod tym Miłosz.
Obrazek
Świat, gdzie istnieją tylko zwycięzcy, gdzie panuje pokój. Świat wypełniony jedynie miłością. Chcę dać początek światu, zawierającemu jedynie te pojęcia.
Madara Uchiha
No lekko autobiograficzne, ale poprzekręcane wydarzenia itp. Całkowicie prawdziwy jest jedynie goździk wetknięty w butelkę po Heinekenie, który stoi właśnie przede mną na biurku.

Pisarzem zostawać nie chcę (raczej), ale jak to mówię... Co pan Bóg da to wezmę.

Jak ja oceniam co napisałem? Brakuje mi trochę jednorodności pod koniec, niedokładny jest też opis odpalania skręta. Ale mam zamiar rozwinąć całość, czekałem tylko na opinie czy jest sens.
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Sens na pewno jest. Nawet w najgorszych chwilach jak inni się odwrócą sam musisz znaleźć sens w tym co robisz. Jak dla mnie to chciałbym zobaczyć dalszą część.
Hades napisał(a):
Całkowicie prawdziwy jest jedynie goździk wetknięty w butelkę po Heinekenie, który stoi właśnie przede mną na biurku.


A to, że tylko to jest prawdziwe to nic nie szkodzi. Fakty też mogą być poprzekręcane byle to miało ręce i nogi.
Powodzenia.
Obrazek
Świat, gdzie istnieją tylko zwycięzcy, gdzie panuje pokój. Świat wypełniony jedynie miłością. Chcę dać początek światu, zawierającemu jedynie te pojęcia.
Madara Uchiha
Mi się podoba, pełen profesjonalizm. Z chęcią poczytałbym więcej, może jakaś jedna długo opowieść 'wydawana' fragmentami?
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
Czerwony klawisz stuknął głośno hamując płytę. Adapter milczał. Joint natomiast świecił gęstym, lekko przygaszonym żarem. Jeff przyłożył go do ust i wciągnął do płuc kolejną dawkę dymu. Falą rozeszło się po jego ciele uczucie beztroski - najlepiej wyczuwalne było w głowie, co świadczyło o dobrej jakości tej porcji rośliny. Wypuścił dym wpatrując się w goździk stojący w butelce na kredensie. Sztuczny kwiat wyglądał bardzo schludnie, na pewno ożywiał chociaż trochę smętną atmosferę panującą w pokoju.

Marazm...

Pomieszczenie nosiło wyraźne ślady braku jakiegokolwiek zaangażowania w utrzymanie porządku, co nawet nie było takie dziwne. Zniszczony krajobraz idealnie komponował się bowiem z nieobecnym wyrazem twarzy Jeffa przytępionego zielem.
Wreszcie zaciągnął się po raz ostatni dymem i jakby obudzony z zimowego snu wyrzucił niedopałek. Wstawał by zmienić płytę. Jego uwagę przykuła leżąca na wierzchu składanka z 79 roku. Włączył gramofon, nałożył krążek i puścił igłę. Zadźwięczały struny gitary McCartneya:

"Yesterday...
All my troubles seemed so far away"


Tak, wszystko wydawało się takie proste. Stojąca na kredensie butelka była doskonałym przykładem - jednym z wielu opróżnionych wczorajszego wieczora dla zapomnienia, a może rozliczenia się z przeszłością. Oprócz lekkiego kaca i niestrawności z rana to "lekarstwo na smutki" nie przyniosło mu jednak żadnego efektu. Może to i dobrze? Po odejściu Jill życie straciło dla niego sens, a dalsza egzystencja, jaka by nie była, opierała się jedynie na wspomnieniach o niej. Nie potrafił, a nawet nie chciał się ich wyzbyć. Ta księżniczka, za którą poszedłby na koniec świata zostawiła go. Jeff czasami zastanawiał się czym tak na prawdę była ich miłość, skoro ona gotowa była odejść jedynie po ciepłym spojrzeniu jakiegoś dzianego typa? Tymczasem Paul zaintonował:

"Why she had to go? I don’t know, she wouldn’t say.
I said something wrong, now I long for yesterday."


Możliwe, że powiedział coś, czego nie powinien był mówić. Niegdyś mówił dużo nie bacząc na konsekwencje...
Kolejny raz zmarnował dużą dawkę rośliny na rozpamiętywanie przeszłości. To właśnie stało się jego nałogiem: wspominanie. Wściekły wstał i podszedł do okna. Pogoda tego dnia była całkiem niezła. Słonecznie i ciepło, do tego prawie bezchmurne niebo gdzieniegdzie poprzecinane smugami z samolotowych silników. Przy takiej aurze wybraliby się z Jill do jakiegoś parku, obserwowaliby dzieci bawiące się na placu zabaw, albo dokarmiali kaczki pływające w sadzawce. Jeff znowu usłyszał głos Paula:

"Hey, Jude. Don't make it bad
Take a sad song and make it better"


Zapuść smutną piosnekę, poczujesz się lepiej. Podobno amerykańscy naukowcy udowodnili, że te słowa mają w sobie ziarno prawdy... Cóż, raczej nie w przypadku Jeffreya. On z dnia na dzień czuł się coraz gorzej, przygnębienie przybierało na sile. Kto mógł mu pomóc? Może i miał jakichś przyjaciół, ale jedyną pomocą jaką mógł od nich uzyskać była kolejna szyszka w kolorze khaki. Nie paliłby jednak zielonego gdyby miał inną skuteczną możliwość zatrzymania chandry. Roślina powodowała u niego odprężenie, a nawet pewnego rodzaju wesołość, a to na prawdę pomagało. Najbardziej obawiał się niespodziewanego "zejścia" - momentu kiedy używka przestaje działać. To tylko pogłębiało jego i tak już mocno postępującą depresję. Tak znienawidzony i wprawiający go w zagubienie moment nastąpił właśnie w tej chwili. Zrezygnowany Jeff już chciał otwierać okno. Mieszkał na 6 piętrze, więc do ziemi miał wystarczajaco daleko...

"Hey, Jude! Don't let her down
You have to found her, now go and get her"


Emocje nagle szarpnęły Jeffreyem niczym hamulec szczękowy wagonem tramwaju. Jego źrenice rozszerzyły się, serce przyspieszyło. Powoli uniósł brwi, a grymas melancholii zmieniał się w niepewny uśmiech. Przyłożył do dolnych powiek wskazujące palce jakby chciał otrzeć łzy, których nie było. Nie był gotowy ani na skok, ani na zmianę swojego życia. Kolejny raz nie był w stanie zrobić nic.

Marazm...
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)
Jest dobrze. Dalej trzymasz się tematu i czytelnik może sobie wyobrazić lub wcielić się w role Jeffa. Dobrym motywem jest samobójstwo, które on chce popełnić lecz coś go zatrzymuje. A marazm oznacza apatie albo przygnębienie. Bardzo dobra wstawka. Poza tym używasz ciekawych epitetów i to jest ekstra.
Jednak z mojego punktu widzenia opis pogody za oknem jest dość krótki (lubię opisy pogody) ale jeśli tak miało być to spoko.
Obrazek
Świat, gdzie istnieją tylko zwycięzcy, gdzie panuje pokój. Świat wypełniony jedynie miłością. Chcę dać początek światu, zawierającemu jedynie te pojęcia.
Madara Uchiha
Zaczyna mnie wciągać, oby tak dalej.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Obrazek
To ja Ci na to, że nie wiem czy dalsze części powstaną, bo temat mi się wyczerpuje. :-P
Staram się w tej serii pisać autentycznie, bo wszystkie uczucia, które przeżywa Jeff są w jakimś sensie mi bliskie. Postanowiłem sobie też, że niczego nie będę wymyślać na siłę.
"Czego mam oczekiwać? Hades moim domem. W ciemności uścielę sobie łoże."
(Hi.17:13)